Językoznawca w wyszukiwarce, czyli o pozycjonowaniu tekstu

Coraz trudniej na świecie o człowieka, który nie korzystałby regularnie z wyszukiwarek internetowych. Obecnie nie do pomyślenia wydaje się, żeby nawet sporadyczny użytkownik internetu nie słyszał o marce Google. Jeśli podjąć się tzw. gry w skojarzenia – powiedzieć „internet”, to pomyśleć „wyszukiwarka”, pomyśleć „wyszukiwarka”… to pomyśleć „Google”. Dochodzi do sytuacji, w której korzystamy z niej podświadomie!

Kolejne w tym roku spotkanie zupełnie świadomie poświęciliśmy zagadnieniu pozycjonowania tekstów w wyszukiwarkach internetowych. Liczbę mnogą – „wyszukiwarki” – zamienimy jednak od razu na pojedynczą, gdyż jak się dowiedzieliśmy, aż 97% użytkowników wpisuje zapytania do Google’a. Jak się zaraz okaże – nie bez powodu. To na tej wyszukiwarce skupiły się zatem wszystkie nasze marcowe rozważania.

google-code-seo-algorithm3-ss-1920

Naszym gościem była mgr Anna Pilińska z Wydziału Polonistyki UW. Poza prześwietleniem mechanizmów Google’a i wtajemniczeniem słuchaczy w sposoby działania algorytmów wyszukiwarki i wzoru artykułu internetowego, nasza referentka podała też receptę na najlepszy facebookowy post – ale o tym w dalszej części wpisu.

To, co sprawia autorom nowych artykułów największy problem, to zmienność algorytmów wyszukiwarki. Google średnio co trzy miesiące aktualizuje zasady, na jakich teksty walczą o swoją popularność (czy też niezbędną w żargonie copywriterskim „klikalność”). Jedna zasada pozostaje niezmienna – okazuje się, że najlepszy tekst, z największą szansą na wysoką pozycję w naszych wynikach, to po prostu tekst poprawny językowo! Szok. Nikt z uczestników spotkania nie zdawał sobie dotychczas sprawy z dokładności, a nawet językowego puryzmu Google’a. Nie chodzi tu bynajmniej tylko o błędy ortograficzne, czy tzw. literówki, bo krytyce wyszukiwarki podlega również nie tylko składnia, lecz także stylistyka, naturalność i odpowiedniość tekstu do jego tematu. Czy w obliczu takiego, coraz doskonalszego robota, rola językoznawców i redaktorów przestanie być istotna?

Na stronie samej wyszukiwarki przeciętny użytkownik spędza jedynie 5% swojego czasu, prawie 50% zaś na stronach, do których odsyłają nas wskazane przez nią wyniki.1 Co jeszcze (poza stroną redakcyjną) decyduje zarówno o dosłownej, jak i przenośnej wyższości jednych tekstów nad drugimi i dlaczego klikamy w ten link, a nie w inny? Równie istotne okazują się tu nomen omen „słowa kluczowe” (keywords), a są nimi te wyrazy, które najczęściej są wpisywane w wyszukiwarkę przez użytkowników. Jeśli takich popularnych wyrazów użyjemy w naszym artykule kilkakrotnie, to tekst będzie wyświetlał się znacznie wyżej od innych. Niebagatelną rolę odgrywa również sam tytuł, który powinien być krótki, zawierać jedno ze słów kluczowych i oczywiście być poprawny językowo (nad tym nieustannie czuwa „googlebot”2).

Jak zatem wygląda praca autora, którego teksty regularnie pojawiają się na pierwszych miejscach w wynikach wyszukiwań (czyli tzw. SERP-ie3)? Artykuł musi być przede wszystkim zgodny z systemem SEO4. Co to znaczy? Tekst musi spełniać warunki, jakie nakłada nań Google, czyli:

  • Tekst musi zawierać odpowiednią liczbę dobrze rozmieszczonych słów kluczowych

  • Tekst musi być zgodny ze swoim tytułem

  • Tekst powinien mieć dobrze dopasowane do treści nagłówki

  • Tekst powinien zawierać kilka odsyłaczy do innych stron o podobnej tematyce

  • Tekst powinien zawierać link do filmu (najlepiej z „komentarzem eksperckim”).

MKJS1

To jest klucz, który pozwala artykułom regularnie lądować na najwyższych pozycjach w SEO. Autor więc najpierw musi ustalić dla swojego tekstu bazę słów kluczowych, którymi będzie się w nim posługiwał (co ciekawe, najlepiej pozycjonowane są teksty, w których słowa kluczowe są odmienione przez kilka przypadków, oczywiście tylko poprawnie). W poszukiwaniu takich słów warto sięgnąć do specjalnych programów, tzw. plenerów, które za odpowiednią opłatą, wskażą nam, jakie słowa w ostatnim czasie są najbardziej pożądane przez użytkowników i niejako na ich podstawie pisze się właściwy tekst.

Głównymi zasadami zatem wydają się: poprawność tekstu, zgodność z tematem i przede wszystkim zgodność ze wspomnianymi systemami Google’a, które pozycjonują teksty. Nie należy jednak zapominać o atrakcyjności każdego internetowego wpisu. Są nawet całkiem konkretnie określone reguły posta na Facebooku, który – jak wynika ze statystyk – zdobywają znacznie więcej lajków od innych, nawet jeśli nie są sponsorowane. Posty publikowane na portalach społecznościowych powinny być bardzo emocjonalne. Taki wpis będzie bardziej popularny, jeśli zastosujemy w nim wiele wykrzyknień, dołączymy do niego zdjęcie, oznaczymy na nim trzy osoby, zaopatrzymy go w kilka pozytywnych emotikonów i odeślemy do jakiegoś innego posta albo innej strony internetowej. Z kolei na popularności straci post, który będzie odsyłał do filmu na YouTube’ie (takich przecież jest mnóstwo).

Każda strona czy też wyszukiwarka internetowa działa na swoich zasadach i jeśli zależy nam na wysokiej pozycji w wynikach, to nie ma innej możliwości, niż pokorne dostosowanie się do reguł ich gry. Na szczęście reguły, które stawia przed użytkownikami Google, nie wpływają negatywnie ani na informatywność wyszukiwarki, ani na rzetelność artykułów, do których odsyła. Zasady pozycjonowania, choć są skomplikowane, muszą działać kompleksowo. Wszystko po to, aby użytkownik otrzymał takie wyniki, jakich w danej chwili oczekuje.


[1] SERP – (ang. Search Engine Results Page) strona rezultatów wyszukiwania. Taka strona generowana jest za każdym razem, kiedy wpisujemy w wyszkiwarkę jakieś hasło.

[2] SEO – (ang. Search Engine Optimization) optymalizacja tekstu pod kątem wyszukiwarek internetowych. Tekst zgodny z tym systemem będzie pozycjonowany znacznie wyżej od innych, niezgodnych z tym systemem).

[3] Statystyki dotyczą całkowitego czasu spędzanego w internecie. Pozostały czas statystyczny użytkownik spędza na przeglądaniu stron mediów społecznościowych oraz sklepów internetowych.

[4] Googlebot sprawdza każdą stronę internetową nawet do kilkunastu razy dziennie, głównie po to, by w tekście zaakceptowanym przez Google i spozycjonowanym wysoko nie pozolić autorowi na wprowadzenie zmian. Artykuł, w którym zostały przeprowadzone zmiany (np. by wykorzystać popularność tekstu do przemycenia w nim innych treści niż pierwotne) są automatycznie degradowane do bardzo niskiej pozycji.


Zamieszczona w tekście grafika pochodzi ze strony searchengineland.com.

Reklama

W poszukiwaniu siódmej funkcji języka – część 3

Powieść Laurenta Bineta Siódma funkcja języka zabiera nas w podróż po złożonej i niejednoznacznej naturze języka. W poprzednich częściach podsumowania naszej przygody z Binetem (można je znaleźć tutaj i tutaj) zastanawialiśmy się nad tym, czy słynny katalog sześciu funkcji języka można rozszerzyć o jeszcze jedną. W części ostatniej przyjrzymy się samemu utworowi.

Siódma funkcja języka, czego doświadczyliśmy sami, potrafi sprawić filologom niezłą frajdę. Czy sama w sobie jest przy tym warta głębszej analizy? Uważamy, że tak – dzieło Bineta można uznać za dobry przykład powieści postmodernistycznej. Przekonało nas do tego chociażby zakończenie książki, a zwłaszcza dość zaskakujące słowa o Simonie Herzogu: „Simon nie wierzy w ocalenie, nie wierzy, że ma jakąś misję do spełnienia na ziemi, przeciwnie – uważa, że nic nie jest w pełni zapisane z góry i nawet jeśli znajduje się w rękach sadystycznego i kapryśnego powieściopisarza, jego los nie jest jeszcze przesądzony”. Tego typu zwroty autotematyczne są bardzo częste we współczesnych powieściach, zwłaszcza w połączeniu z autoironią – powaga pisarza-twórcy zostaje przez samego autora zakwestionowana, traktuje on samego siebie z pewnym dystansem, ustępując miejsca bohaterowi i postrzegając go jako samodzielny, całkowicie odrębny byt.

W kolejnych linijkach tekstu wyraźne widać, że wyemancypowanie się bohatera jest w Siódmej funkcji języka bardzo daleko posunięte: „trzeba (…) robić wszystko jakby boga nie było, bo jeśli istnieje, to jest w najlepszym przypadku kiepskim powieściopisarzem i nie zasługuje ani na to, by go szanować, ani być mu posłusznym”. Odniesienia autotematyczne pojawiają się w powieści Bineta często, a autor nie unika też aluzji metatekstualnych: „(Simon) nie chce, by pisarz, jeśli pisarz istnieje zrozumiał, jak to zrobił. Nikt nie powie, że ktokolwiek może w nim czytać jak w książce”.

Laurent Binet © enfinbref
Laurent Binet, autor „Siódmej funkcji języka”.  Fot. © enfinbref

Zabiegi zastosowane w zakończeniu w bardzo ścisły sposób łączą się z postmodernistyczną wizją literatury, jednak we wcześniej omawianych fragmentach również można dostrzec wyraźne nawiązania do tej konwencji. Są to między innymi: fabuła, będąca jedynie pretekstem do snucia refleksji daleko wykraczających poza treści zawarte w tekście; pomieszanie porządku realistycznego i fikcyjnego (trudno odróżnić prawdę od fikcji), połączenie w obrębie jednej powieści różnych gatunków (kryminału, powieści sensacyjnej, a także politycznej); eklektyzm (połączenie stylu naukowego i potocznego, a czasem wręcz wulgarnego); odniesienia intertekstualne (w Siódmej funkcji języka świadczą o tym liczne nawiązania do filmów z serii o Jamesie Bondzie); eksperymenty formalne, elementy parodii, nieustanna gra z czytelnikiem.

Na zakończenie spotkania pozwoliliśmy sobie na nieco luźniejszą wymianę myśli dotyczącą naszego osobistego odbioru Siódmej funkcji języka i próbę oceny samego pomysłu na tę powieść. Czy „kryminał dla polonistów” (tak często bywa określany w recenzjach utwór Laurenta Bineta) może być interesujący również dla „nie-polonistów”? A czy z kolei próba przedstawienia skomplikowanych koncepcji językoznawczych w atrakcyjnej i przystępnej, a zarazem dużo bardziej uproszczonej formie, może być w jakiś sposób pomocna polonistom? Czy przemieszanie tylu porządków, stylów i poetyk w jednej powieści, a jednocześnie chęć utrzymania możliwie spójnej całości, nie jest mimo wszystko zadaniem niemożliwym do wykonania?

Powieść postmodernistyczna zawsze otwiera wiele możliwych ścieżek interpretacyjnych i unika narzucania jedynej słusznej, dlatego to właśnie od intencji odbiorcy zależy, w którym kierunku podąży. Jeśli potraktujemy Siódmą funkcję języka jako dobrą literaturę rozrywkową czy też ukłon w stronę literatury popularnej, możemy odkryć w niej fascynującą zabawę konwencją i rozległe nawiązania do klasyki literatury detektywistycznej czy kultowych filmów akcji. Jeśli decydujący okaże się dla nas groteskowy aspekt utworu, możemy traktować powieść przede wszystkim jako świetną satyrę na środowisko francuskich intelektualistów w latach 80. Jeśli zwrócimy uwagę głównie na polityczne rozgrywki, nieczyste interesy i próbę zdobycia władzy nie do końca uczciwie, możemy pogłębić nasze przemyślenia dotyczące metod oddziaływania na opinię publiczną i manipulowania nią.

I wreszcie: wydaje się, że każdy pretekst do refleksji nad językiem, sposobami w jaki się go używa i do jakich celów wykorzystuje; nad tym, jakim przemianom podlega, a co pozostaje w nim stałe; nad tym, czym różni się jego ujęcie teoretyczne od praktycznego oraz nad tym, co jeszcze można w nim odkryć – jest wystarczająco dobry.


Wszystkie cytaty pochodzą z książki: L. Binet, Siódma funkcja języka, tłum. W. Dłuski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.

Jak rozmawiać z Obcymi? Wokół „Nowego początku”

Na grudniowym spotkaniu Koła kontynuowaliśmy temat komunikacji międzyplanetarnej, rozpoczęty wystąpieniem Pawła na temat językowych wątków w twórczości Lema (omówienie tego spotkania – w dwóch częściach! – można znaleźć tutaj i tutaj). Tym razem, zachęceni pozytywnymi recenzjami – także autorstwa językoznawców – obejrzeliśmy film Nowy początek (Arrival, 2016) w reżyserii Denisa Villeneuve’a. Seans był bardzo udany nie tylko pod względem artystycznym, ale także jako punkt wyjścia do niezwykle ciekawej dyskusji.

(Uwaga! Poniższy tekst zdradza fabułę).

gleick_1-011917.jpg
Czy przybysze z kosmosu mają pokojowe zamiary?

Na Ziemię, do dwunastu krajów, przylatuje dwanaście statków kosmicznych z obcymi (nazwanymi przez ludzi Heptapodami) na pokładzie. Główna bohaterka, Louise Banks (Amy Adams), jest lingwistką pracującą na uniwersytecie w Massachusetts. Zostaje poproszona przez rząd o rozszyfrowanie języka obcych, nawiązanie z nimi porozumienia oraz poznanie celu ich przybycia.

Banks oraz członkowie jej zespołu badawczego wielokrotnie wchodzą na pokład statku kosmicznego stacjonującego w Stanach Zjednoczonych i podejmują próby porozumienia z dwójką przybyszów. Louise stara się nauczyć obcych języka angielskiego poprzez pisanie poszczególnych słów na przyniesionej tablicy (która jest niewielka, a litery pisane na niej są jeszcze mniejsze). Jednocześnie głowi się nad rozszyfrowaniem języka obcych bazującego jedynie na piśmie. Początkowo nasza bohaterka myśli, że niby-okrąg pisany przez obcego odpowiada jednemu słowu. W trakcie badań okazuje się jednak, że jest to zbiór słów układający się w spójną wypowiedź.

Po niedługim czasie – nie do końca wiadomo, w jaki sposób – Louise zaczyna rozumieć język obcych nawet bez pomocy komputera. Kluczowa w tym kontekście jest scena, w której mówi ona do Heptapoda po angielsku, on zaś odpowiada w swoim języku i… oboje doskonale się rozumieją.

Jak to możliwe? Otóż okazało się, że język obcych umożliwia nielinearne postrzeganie czasu. I rzeczywiście, dr Banks podczas nauki języka Heptapodów zaczyna żyć jednocześnie w kilku planach czasowych.

Tyle jeśli chodzi o zarys fabuły – zachęcamy do obejrzenia filmu! Nam nasunął on szereg spostrzeżeń, które wymieniamy w formie pytań i dajemy Wam do przemyślenia:

  • W jaki sposób bohaterka nauczyła się języka w tak krótkim czasie? Czy może był to rodzaj objawienia mistycznego?
  • W którym momencie nauki języka Louise zaczęła postrzegać czas nielinearnie? Czy pozostał on linearny w jej świadomości?
  • Na czym polega nielinearność czasu? Czy można porównać czas do przestrzeni?
  • Czy człowiek jest w stanie wyobrazić sobie nielinearny czas?
  • Gdzie jest teraźniejszość w nielinearnym czasie? Wszędzie?
  • Co znaczy umrzeć w nielinearnym czasie? Czy w ogóle można umrzeć, jeżeli wszystkie plany czasowe istnieją równocześnie?

 


Kadr z filmu Nowy początek pochodzi ze strony The New York Review of Books, na którym ukazała się recenzja filmu autorstwa Jamesa Gleicka, dziennikarza zajmującego się tematyką naukową. Właścicielem praw do grafiki jest Paramount Pictures.


Czy można rozszyfrować kod gwiazdowy?

Pierwsze w tym roku akademickim spotkanie poświęciliśmy komunikacji międzyplanetarnej i sposobom opisu obcych planet. Skupiliśmy się na przemyśleniach Stanisława Lema, a w szczególności na dwóch dziełach tego autora – Głosie Pana i Solaris. Najpierw wysłuchaliśmy jednak wprowadzenia o koncepcjach językowych polskiego futurologa.

Lem dość krytycznie odnosił się do ówczesnego językoznawstwa, a dał temu wyraz między innymi w Głosie Pana, w którym zwrócił uwagę na to, że w tej dziedzinie, aspirującej do miana ścisłej, ciągle nie ustalono, czym są fonemy. Druga znamienna dla polskiego pisarza wypowiedź odnosi się do strukturalizmu. W pierwszym wydaniu Filozofii przypadku nie omieszkał on bowiem wytknąć błędów przedstawicielom tego kierunku metodologicznego. W drugim zaś wydaniu tej książki wspomniany fragment został usunięty. Dlaczego? Lem skwitował to dobitnie: Nie kopie się leżącego. Nie tylko jednak lingwiści zostali skrytykowani przez autora Solaris. Polski twórca nie oszczędził też psychoanalityków.

Na uwagę zasługują również jego poglądy dotyczące genezy języka, relacji między pojęciami a słowami oraz pragmatycznego aspektu językoznawstwa. Ciekawe wydaje się także rozróżnienie na wypowiedzi językowe opierające się na schemacie kulturowym oraz wypowiedzi pozbawione takiej podstawy. Lem spostrzegł, że zdania pierwszego typu dużo łatwiej zapamiętać, ponieważ odnoszą się one do scenariusza obecnego w rzeczywistości pozajęzykowej, a to ułatwia ich przyswojenie.

solaris
Kadr z ekranizacji „Solaris” w reżyserii A. Tarkowskiego (1972)

Po zarysowaniu kilku poglądów futurologa na sprawy językowe przeszliśmy do rozszyfrowywania kodu gwiazdowego. Ma on formę ciągu dwójkowego, składa się z dwóch bilionów jednostek i powtarza się co ponad 400 godzin (zaobserwowanie ostatniego faktu pozwoliło odróżnić go od zwykłego szumu międzygwiezdnego). To wszystko, co można o nim powiedzieć. Prof. Hogarth, główny bohater Głosu Pana i porte-parole autora, zaczyna swój wywód od przyjęcia założenia, że cywilizacja nadawców musi być dużo bardziej zaawansowana technicznie niż nasza, ponieważ Ziemianie w żadnym wypadku nie mogliby pozwolić sobie na nieustające przesyłanie takiego listu. Jeśli zatem są na dużo wyższym poziomie świadomości, to na pewno nie wysłali oni komunikatu spisanego w języku naturalnym. Dlaczego?

Język jest uzależniony od kultury. Ludzie wychowani w różnych tradycjach mogą się ze sobą porozumieć, ale wynika to z tego, że żyją oni na tej samej planecie, ich języki będą odnosiły się więc do bardzo zbliżonej rzeczywistości. Trzeba jednak zauważyć, że obca planeta będzie zupełnie odmienna od naszej, dlatego że warunki biogenezy z dużym prawdopodobieństwem różnią się znacznie od ziemskich. Jeśli już optymistycznie założymy, że istoty inteligentne także będą dwunożne i zbliżone rozmiarami do nas, to co, jeżeli postrzegają świat głównie przez zmysł słuchu lub węchu albo w jeszcze inny sposób? Jak zmieni się język istot rozmnażających się inaczej od ludzi? Odczytanie komunikatu językowego przekreśla całkowicie to, że jest on oderwany od użycia – naukowcy zwerbowani do złamania kodu nie mieli możliwości zaobserwowania zachowań nadawców.

Jeśli zatem nie wypowiedź językowa, to może równanie matematyczne? Główny bohater szybko odrzuca tę hipotezę, ponieważ nadawcy za pomocą matematyki poinformowaliby nas jedynie o tym, że istnieją – stanowi ona zbyt abstrakcyjną dziedzinę. To może kod dziedziczności? Przemawia za nim to, że jest niemal całkowicie pozakulturowy, ponieważ opiera się na fizyczno-biologiczno-chemicznym opisie. Użyłem słowa „niemal” nie bez kozery, w końcu genetyczny musi być jakoś zapisany, a symbole wyrażające poszczególne związki chemiczne są czysto konwencjonalne.

HisMastersVoice
Okładka pierwszego wydania „Głosu Pana” (Czytelnik, Warszawa 1968). Grafikę zaprojektował Andrzej Heidrich

Lem niczego nie rozstrzyga, lecz trudno nie zauważyć, że nie uważa on za możliwe porozumienia z cywilizacją kosmiczną. Argumenty, które przedstawia, uświadamiają nam przede wszystkim liczne przeszkody. W jego rozważaniach pojawia się wyłącznie iskierka nadziei na to, że gdy ludzkość osiągnie odpowiednio wysoki poziom cywilizacyjny, to będzie mogła rozszyfrować odebrany list. Na co to pozwoli? Hogarth przypuszcza, że w sygnale z kosmosu znajduje się tylko instrukcja pozwalająca na zlokalizowanie nadawców i wysłanie im zwrotnej wiadomości o tym, że istniejemy. Czy ten pesymistyczny scenariusz powtórzy się w filmie Nowy początek? To okaże się już w 23 listopada na spotkaniu naszego Koła. Serdecznie zapraszamy!

Druga część relacji (sposoby opisu innej rzeczywistości oraz dyskusja) pojawi się na blogu niebawem.


Kadr z filmu „Solaris” pochodzi z wpisu w serwisie Reddit., a zdjęcie okładki „Głosu Pana” – ze strony lem.pl.

Wokół de Saussure’a. Zapis spotkania z prof. Magdaleną Danielewiczową

13 kwietnia odbyło się spotkanie MKJS poświęcone naukowej spuściźnie Ferdynanda de Saussure’a. Naszym gościem była prof. dr hab. Magdalena Danielewiczowa – znawczyni teorii de Saussure’a oraz tłumaczka jego tekstów.

325px-Ferdinand_de_Saussure_by_Jullien
Ferdinand de Saussure (fot. F. Jullien)

Na czym polegał geniusz wielkiego genewczyka? Czy stosowane przez niego metody nadal mogą być wykorzystywane w badaniach językoznawczych? Co naprawdę napisał, a co mu przypisano? Prof. Danielewiczowa podjęła próbę odpowiedzi na te pytania w trakcie niezwykle interesującego wykładu. We wstępie do niego podzieliła się swoją fascynacją de Saussure’em – postacią niepośledniego formatu nie tylko ze względu na osiągnięcia naukowe, ale również swoją osobowość; w istocie, trudno w historii językoznawstwa (a może w ogóle nauki?) wskazać wielu więcej autorów tej miary – wszechstronnie uzdolnionych, obdarzonych niezwykłą umiejętnością syntezy, a przy tym świetnych i cenionych pedagogów.

Na samym wstępie zostały poczynione dwa zastrzeżenia, o których trzeba pamiętać podczas lektury dzieł de Saussure’a. Oto one:

1) należy ostrożnie wiązać myśl de Sassure’a z pojęciem strukturalizmu. Nazywanie go jednym z ojców językoznawstwa strukturalnego jest w pełni usprawiedliwione, trzeba jednak pamiętać, że – po pierwsze – genewski językoznawca sam tego słowa nigdy nie użył, a po drugie – nie można mówić o jednym strukturalizmie, tylko raczej o jego różnych nurtach, mniej lub bardziej czerpiących z osiągnięć de Saussure’a. Są to między innymi następujące szkoły:

  • glossematyka Louisa Hjelmsleva;

  • szkoła praska, w której działali tak wielcy uczeni jak Roman Jakobson, Jan Mukařovský czy Mikołaj Trubecki (Trubieckoj);

  • szkoła francuska, przekładająca myśl de Saussure’a również na antropologię, literaturoznawstwo oraz psychologię;

  • dystrybucjonizm, zwany także deskryptywizmem amerykańskim, najmniej wierny myśli de Saussure’a oraz – jak się wydaje – najmniej płodny poznawczo.

2) wiele wygłoszonych przez de Saussure’a tez zostało przeformułowanych w redakcji dokonanej przez jego uczniów, niekiedy przypisywano mu wręcz słowa, których prawdopodobnie nigdy nie wypowiedział (słynne ostatnie zdanie Kursu). Subtelne i ostrożne sformułowania de Saussure’a były poza tym wielokrotnie upraszczane i spłycane, co wynikało z niestarannego odczytania jego pism lub po prostu niezrozumienia.

Saussure_-_L'emploi_du_génitif_absolu_en_sanscrit
Strona tytułowa rozprawy doktorskiej de Saussure’a De l’emploi du génitif absolu en sanscrit (1881).

Na czym polega zatem wyjątkowość de Saussure’a? Prof. Danielewiczowa podzieliła odpowiedź na to pytanie na siedem punktów (rzecz jasna, nie wyczerpujących zagadnienia!), które warto przytoczyć w kolejności w jakiej zostały przedstawione:

1. Na uwagę zasługuje racjonalny stosunek de Saussure’a do zagadnienia genezy języka. Do dzisiaj toczą się na ten temat dyskusje i tworzy się nowe hipotezy, lecz są to właśnie hipotezy, które prawdopodobnie nigdy nie znajdą potwierdzenia w faktach. De Saussure skupiał się na tym, co poznawczo dostępne, czyli życiu języka.

2. Lingwistyka jest teraz uważana za dziedzinę nauki, ale nie zawsze tak było. W czasach aktywności szwajcarskiego językoznawcy stanowiła ona bowiem naukę pomocniczą dla takich dyscyplin jak socjologia czy historia. De Saussure był znakomitym metodologiem, który przyczynił się do usamodzielnienia się językoznawstwa.

3. Językoznawcy, i zresztą nie tylko oni, mają tendencję do tworzenia schematów i typologii. De Saussure był świadom skomplikowania języka, niepoddającego się zabiegom klasyfikacyjnym. Chciał uczynić z lingwistyki naukę opierającą się na matematycznej i logicznej metodzie analizy, ale nigdy nie stracił z pola widzenia ogromu niejednoznacznych zjawisk związanych z językiem.

4. Już przed de Saussure’em pojawiały się prace, w których próbowano odróżnić system języka od jego użycia, lecz dopiero szwajcarski badacz przeprowadził ten podział tak konsekwentnie i wyraziście. Znamy więc dzisiaj doskonale langue jako język będący społecznym tworem świadomościowym i parole, czyli użycie języka. De Saussure spotkał się z zarzutami, że uprzywilejował pozycję systemu, a nie interesowała go sfera pragmatyczna, miał on jednak w planach nie tylko opis langue, lecz także część poświęconą parole. Niestety nie zdołał jej napisać przed śmiercią.

5. Często myśli się o de Saussurze jako językoznawcy, który stworzył dwuczłonowy podział na langue i parole. W istocie w tej układance brakuje najważniejszego elementu, czyli langage – powinniśmy zatem mówić o triadzie pojęć. Czym jest langage? To sedno teorii, mechanizm wrodzony umożliwiający używanie języka.

6. Język to system układów proporcjonalnych, stosunki stosunków, różnice i tożsamości. Każdy element znajduje się w opozycji do innych składników i dzięki temu może istnieć. Myślenie proporcjonalistyczne to istota języka. Można sobie zdać z tego sprawę, gdy prześledzi się rozwój mowy dziecka lub historię języków.

7. Z poprzednim punktem wiąże się jeszcze zagadnienie delimitacji potoku mowy. Dla de Saussure’a niezwykle istotne było to, żeby wyodrębniać byty konkretne, czyli takie, które istnieją w języku, a nie są formami potencjalnymi.

Prof. Danielewiczowa zwróciła również uwagę na kunsztowność szkiców de Saussure’a. Jego prace obfitowały w rozmaite środki stylistyczne, takie jak: metafora, porównanie czy paradoks. Nie były to jedynie ozdobniki – dzięki nim szwajcarski językoznawca wyrażał złożoność struktury języka.

Po wykładzie przewidziany był czas na dyskusję. Przez ponad godzinę prof. Danielewiczowa odpowiadała na liczne pytania, zdradzające przy okazji różne zainteresowania słuchaczy – poruszano bowiem takie zagadnienia jak:

  • związki myśli de Saussure’a z dorobkiem Durkheima;

  • pozycja składni w teorii genewskiego uczonego;

  • zastosowania metodologii Saussure’owskiej w innych dziedzinach, np. w historii sztuki;

  • łączenie teorii de Saussure’a z psychoanalizą Freuda;

  • sposób wydzielania bytów konkretnych z języka.

Prof. Danielewiczowa podała również lektury rozwijające poruszane wątki, szczególnie te związane z delimitacją bytów konkretnych i statusem składni w teorii de Saussure’a (zob. bibliografia na końcu wpisu).

Jeszcze raz serdecznie dziękujemy Pani Profesor za poświęcony nam czas!

Ferdinand_de_Saussure_signature

Bibliografia:

A. Bogusławski, Jeszcze o delimitacji bilateralnych wielkości językowych [w:] Symbolae slavisticae dedykowane Pani Profesor Hannie Popowskiej-Taborskiej, red. E. Rzetelska-Feleszko, Warszawa 1996, s. 47–55.

M. Danielewiczowa, Schematy składniowe – podstawowe kwestie metodologiczne, „Poradnik Językowy” 2010, nr 3, s. 5–27.

Z. Saloni, Co istnieje, a co nie istnieje we fleksji polskiej, „Prace Filologiczne” 1992, s. 75–87.


 

Wszystkie umieszczone we wpisie ilustracje znajdują się w domenie publicznej i pochodzą z witryny Wikimedia Commons.

Kwietniowe spotkanie MKJS – wokół de Saussure’a

Serdecznie zapraszamy na kolejne spotkanie MKJS, które odbędzie się w piątek 13 kwietnia o godz. 17 w sali nr 27 na Wydziale Polonistyki. 

Naszym gościem będzie prof. Magdalena Danielewiczowa, która przybliży nam myśl Ferdynanda de Saussure’a.

Mamy zamiar nieco odkurzyć teorię wielkiego Szwajcara i zastanowić się, czy wciąż może być ona przydatna w badaniach językoznawczych. Wyjdziemy w tym celu poza podręcznikową wiedzę o autorze Kursu językoznawstwa ogólnego i spróbujemy dotknąć mniej znanych aspektów jego twórczości. Przed spotkaniem warto przypomnieć sobie podstawowe dzieła de Saussure’a: Kurs językoznawstwa ogólnego oraz zbiór Szkice z językoznawstwa ogólnego.

 

325px-Ferdinand_de_Saussure_by_Jullien
Ferdinand de Saussure (1913), fot. F. Jullien Źródło: domena publiczna

 

Rozpoczniemy tym samym cykl spotkań dotyczących teorii językoznawczych. Będziecie mogli nie tylko poznać różne interesujące narzędzia do badań nad językiem, lecz także pospierać się z nami (oraz między sobą) o to, która teoria jest lepsza, która już przestarzała, która chybiona, i czy przypadkiem niektóre teorie się jednak nie zazębiają.

Zapraszamy!

Sztuka pokazywania slajdów, czyli o prezentacjach naukowych

23 lutego 2018 roku mieliśmy okazję uczestniczyć w zajęciach dotyczących technik prezentacji w nauce i dydaktyce. Profesor Magdalena Zawisławska i profesor Iwona Burkacka omówiły poszczególne funkcje prezentacji i najczęściej popełniane błędy, a także elementy mowy ciała wpływające na odbiór prelegentki lub prelegenta.

pic1
www.phdcomics.com, autor: Jorge Cham

Poniżej przedstawiamy kilkanaście najważniejszych spostrzeżeń:

– Referat nie jest artykułem naukowym. Nie da się przerobić artykułu naukowego na referat.

– Czas wystąpienia podczas konferencji to zazwyczaj od 10 do 20 minut. W ciągu 20 minut prelegentka lub prelegent jest w stanie przedstawić około 8 stron tekstu, należy pamiętać jednak o tym, że tekstu nie powinno się czytać z kartki.

– Warto przed wystąpieniem sprawdzić miejsce, w którym odbędzie się konferencja. Jednym z czynników mogących wpłynąć na czytelność prezentacji jest oświetlenie sali. Światło słoneczne nie może przeszkodzić w wyświetlaniu slajdów. Od oświetlenia (a właściwie nasłonecznienia) sali zależy wybór tła prezentacji.

– Jeżeli prezentację kieruje się do odbiorcy, który jest specjalistą w danej dziedzinie, nie trzeba szczegółowo definiować terminów i dokładnie objaśniać metodologii – jeśli jest inaczej, należy poszczególne pojęcia skrupulatnie wyjaśnić.

– Funkcja slajdów: przyciągnięcie uwagi słuchaczy, ułatwienie w zapamiętaniu treści. Treść zaprezentowana na slajdach to jednak bardzo często spłycenie danej idei – należy wziąć to pod uwagę.

– Wprowadzenie do prezentacji nie musi być schematyczne, powinno przede wszystkim zaciekawić słuchaczy.

– Projektowanie slajdów:

  • Tekst na slajdzie nie powinien być przez referentów i referentki czytany.
  • Wielkość fontu zależy od tego, gdzie siedzą słuchacze i słuchaczki.
  • Fonty bezszeryfowe nadają się do prezentacji, jeżeli jednak wśród odbiorców
    i odbiorczyń mamy osoby niedowidzące, wtedy lepiej użyć fontu szeryfowego.
  • Należy zwrócić uwagę, czy w danym foncie występują polskie znaki diakrytyczne.
  • Tekstura – im bardziej wyszukana, tym mniej widoczny tekst.
  • Dobre kolory tła – czerń, biel, granatowy, czerwony.
  • Wykresy – najważniejsze informacje powinny być zaznaczone w wyrazisty sposób.
  • Za każdym razem trzeba podać źródło wykorzystanego zdjęcia lub wykorzystanej grafiki.

– Warto być przygotowanym na sytuację, w której komputer lub rzutnik przestaną działać – dobrze sprawdzają się wtedy handouty.

 

Życzymy powodzenia podczas wygłaszania kolejnych prezentacji!